Józef K Józef K
712
BLOG

Koncerty Stinga

Józef K Józef K Kultura Obserwuj notkę 14

Wysłuchałem i obejrzałem koncert Stinga i jego zespołu w Berlinie z września 2010 roku (płyta DVD). Główne wrażenie to wielka przyjemność oglądania i słuchania rozrywkowego, lecz kulturalnego widowiska. Oczywiście, aby je w pełni docenić, trzeba dysponować - oprócz odtwarzacza DVD i telewizora - także dobrym sprzętem audio (wzmacniacz i głośniki Hi-Fi). Jeśli komputer, to powinien mieć zainstalowany dobry program do odtwarzania płyt DVD, dobrą kartę muzyczną (przykład) i dobre, firmowe głośniki z subwooferkiem (przykład). Mając  do dyspozycji tylko bylejakie głośniczki "komputerowe", to szkoda wydawać pieniędzy na tę płytę.

Sting to kapitalnie muzykalny i wytrawny showman, bard, pieśniarz (bo raczej nie "piosenkarz") o dużej charyzmie estradowej i doświadczeniu. Twardy Angol z północnej Anglii (Newcastle). Skromnie ubrany, prezentuje się bardzo sympatycznie  i godnie jako "swój chłopak". Bez cienia modnego wydziwiania stwarza atmosferę muzykalnej rozrywki na wysokim poziomie. Prezentowane pieśni są dopieszczone w szczegółach, wystudiowane. Sting lubi cyzelować wolne tempa, śpiewne wydłużenia w wysokich rejestrach, potrafi nasycić je energetyzującym ładunkiem. Widoczny profesjonalizm wykonawczy wszystkich muzyków (zwłaszcza towarzyszącego saksofonisty Branforda Marsalisa i wokalistki Jo Lawry). Entuzjazm kontrolowany znakomicie. Żadnych prymitywizmów w stylu disco, żadnego przerysowania, oświetlenie niemal bez "efektów", ale doskonałe. Wszystko działa jak w zegarku. Kultura wielkiej berlińskiej widowni budzi podziw. Nagranie również świetne technicznie. Doskonała płyta.

Oto przykład starego hitu. Sala radośnie powtarza za Stingiem: Be yourself, no matter what they say....

Przydatna jest znajomość języka angielskiego do rozumienia komentarzy Stinga i tekstów wykonywanych utworów. Teksty te można znaleźć w sieci, na przykład tutaj.


Poprzednio obejrzałem z płyty DVD koncert pieśni, kolęd i kołysanek staroangielskich w wykonaniu Stinga w starej katedrze w Durham (przykład kolędy). Wrażenia były jeszcze lepsze, znacznie lepsze. Niesamowity, średniowieczny nastrój wytwarzany w pięknej architekturze szacownej katedry. Umiejętne zrealizowane, znakomite oświetlenie. Ograniczona liczba widzów/słuchaczy.

A do tego genialne posunięcie Stinga: aby audytorium nie zasmęcić stareńkimi utworami, w połowie koncertu duet smyczkowy Team Spirit (Kathryn i Peter Tickell) żywiołowo zagrał ognistą muzykę taneczną, opartą na starych motywach. Wspaniałe wrażenie! Aż się niemal zatrzęsły mury katedry, a muzycy i publiczność połączyli się w radosnej euforii.

Pomyślałem: znakomity wzór do naśladowania. Pomyślałem: KTO na polskim "rynku estradowym" mógłby się zbliżyć do poziomu Stinga? Niemal wszyscy polscy soliści estradowi są zmanierowani prymitywizmem disco i tanimi efektami estradowymi. To nie ta klasa. Piosenki "poetyckie" i "autorskie" się nie nadają.

Pustka?
 

Józef K
O mnie Józef K

Józef K.: wszechstronne zainteresowania, zdecydowane poglądy, liberał Kontakt Witryna internetowa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura