Józef K Józef K
194
BLOG

Lato 2009 w Rowach - cd.

Józef K Józef K Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

Dzień 1 września w Rowach okazał się przepiękny: ani chmurki na niebie, ciepło, choć nie upalnie, ciepły wiatr południowy.

Małe skojarzenie:

W talerze cyrulika dął wiatr południowy,
uliczką pies przechodził, niósł w zębach latarnię,
bukiety, iskry, szepty spadały do wody -
a gdzie to jest?


Przepiękna melodia i rytm. A jakiego wiersza jest to fragment, koteczki, a?

No więc po porannych ceremoniach władowałem się w lwika 307 i pojechałem w "moje" smołdzińskie strony, czyli do Smołdzińskiego Lasu. Jechałem powoli. W drodze, przy cichym mruczeniu silnika, włączyłem ballady Elli Fitzgerald.  Bewitched...   Z Rowów przez Objazdę do Smołdzina prowadzą stare, "poniemieckie" drogi, z wielkimi drzewami po bokach, które splatają się koronami i tworzą wielkiej piękności liściaste sklepienia nad drogą. Ze Smołdzina drogą na Kluki i w lewo, drogą na Czołpino. Jadąc prosto (nie skręcając w prawo do latarni) dojechałem do parkingu, gdzie zostawiłem auto. Górski plecaczek Mammut na plecy (Boże, jaki on jest wygodny!) i poszedłem z powrotem 20 minut, gdzie w prawo w pola odbija dróżka z betonowymi płytami. Ileż razy szedłem już i jechałem tą dróżką rowerem i autem - znam ją niemal na pamięć...

Pół godziny przez pola i w prawo szlakiem przy jeziorze Dołgie, mijam parking i leśną "Aleją Smołdzińską"  

dochodzę do plaży. Przy wejściu postawiono nowy znak zakazu wstępu dla psów  (kompletny idiotyzm):

Aaaa...



Skręcam w prawo. Tu jest przepiękna plaża, jedna z najpiękniejszych nad Bałtykiem - przestronna i malownicza.



Brzeg morski piaszczysty, bez kamieni, dno opada bardzo łagodnie, są miejsca, że idzie się w morze 30 metrów i wodę ma się do kolan... Oczywiście przy spokojnym morzu - a to właśnie miało miejsce w tym dniu pierwszowrześniowym.

Pustawo. Zabiwakowałem więc i zrzuciłem z siebie szmatki, wracając do natury. Temperatura powietrza o 16-tej wynosiła 27 stopni, a wody 21 stopni - pełne polskie lato... Po lekkim nasłonecznieniu typowy rytuał: pływanko w morzu, następnie namaszczenie ciała oliwą "Olio Extra Vergine di Oliva", ponowna kąpiel, aby spłukać nadmiar oliwy - i wyżarzanie, czyli łagodna nirwanka w pozycji horyzontalnej. Bez brawury: pod ręcznik kładę karimatę.

Czasem pojawiają się panienki,

czasem cykliści

Przypomniałem sobie, że czeka mnie praca: nagranie szumu fal na mp3. Kupiłem w tym celu dyktafon Sony stereo, z różnymi gwizdkami,  mały i leciutki. Na mikrofony założyłem dostarczony kapturek przeciwwiatrowy i podszedłem do morza, aby ten leciutki plusk przybrzeżny nagrać. Po nagraniu paru minut założyłem słuchawki od grajka mp3 i sprawdziłem: niestety, okazało się, że nawet słabe podmuchy wiatru powodują dość duże zakłócenia. Wziąłem więc ręcznik i owinąłem nim dyktafon. To okazało się dobrym zabiegiem: podmuchy wiatru już nie zakłócały nagrania. Zrobiłem nagranie trzyminutowe - można go słuchać w kółko...


O szóstej, mimo że nadal ciepło i słonecznie było rozkosznie, zacząłem się zbierać do powrotu.

Po dwudziestu minutach doszedłem do "Czołpińskiego" wyjścia z plaży. W barze w "Czerwonej Szopie" za wydmą nie było żadnej rybki, więc poszedłem 800 metrów do parkingu, wsiadłem do mojego lwika i pojechałem do Rowów. Po drodze, nie śpiesząc się, słuchałem góralskiego śpiywania. Między innymi - "Hej, powiadajom ludzie, hej, że zbójników ni ma...". 

Na kolację poszedłem do knajpki portowej "Przystań", zjadłem pyyszną zupę rybną, rybkę, wypiłem wina. Na otwartym tarasie siedzi się tu na grubych drewnianych "wiejskich" ławach przy podobnych stołach.

Teraz pod wieczór tylko kilka stolików było zajęte, głównie Niemcy. Są tu bardzo sympatyczne dziewczyny z obsługi, poprosiłem więc o wyciszenie radia w głośnikach. Zapadła noc, a tu - w otwartym basenie portowym - ciepło, cicho, urokliwie. Kilkanaście metrów przede mną lekko się kołysał malowniczo oświetlony kuter "ROW-5". Choćby nawet tylko dla takich wieczorów w "Przystani" - warto przyjechać do Rowów!

To był piękny dzień. Ale cóż, nazajutrz (2 września) już zrobiło się "normalnie": wietrznie, chłodno, jakieś deszczyki. W czwartek 3 września już niemal od rana dżdże, burze i wiatry, nieco chłodnawe. A wszystko to  przez "Łysego": księżyc w pełni. Wiadomo, że przy pełni pogoda się z reguły załamuje. No i się załamała :(

W tych warunkach, wieczorem, po szczęśliwie zakończonej walce duchowej wyperswadowałem sobie, że zasłużyłem na łyczek Metaxy 'piątki', którą nabyłem w najlepiej zaopatrzonym w Rowach sklepie "Meduza" (czynny od 7 do 22). Czyli "po małemu" (kak gawariat wiesiołyje Francuzy)...  :))) 
 

Józef K
O mnie Józef K

Józef K.: wszechstronne zainteresowania, zdecydowane poglądy, liberał Kontakt Witryna internetowa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości